Rzadko wyjeżdżam w związku z moją pracą, ale ostatnio sprawy zawodowe rzuciły mnie do Piotrkowa Trybunalskiego. A to - jak sprawdziłem - było tylko 40 km od Spały. Tam właśnie w 2007 roku rozpoczęły się działania związane z reaktywacją bartnictwa w Polsce. Tamten projekt pokazał, że można. Muszę przyznać, że ja również tamtemu projektowi, realizowanemu pod egidą WWF, zawdzięczam inspirację. Ostatnio, przy okazji szkolenia organizowanego w Białymstoku przez prawników współpracujących przy projekcie Białostockiej Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, poznałem Andrzeja Pazurę z Nadleśnictwa w Spale. A w zeszłym tygodniu, przy okazji wyjazdu do Piotrkowa, udało mi się go odwiedzić.
Andrzej pokazał mi jedną z założonych ówcześnie barci w potężnej sośnie. Barć była ogacona na zimę gałązkami liściastymi, zapewne brzozy, z których jednak już dawno opadły liście, oko dla pszczół skierowane na wschód, zatwór na południe, więc lokalizacja podręcznikowa. Barć przez większość czasu od 2007 roku pozostaje zasiedlona. Ale dużo ciekawsza była wizyta w leśniczówce Andrzeja. Oprócz kawy, którą zostałem poczęstowany, skosztowałem kilku gatunków miodu przywiezionych z targów w Moskwie. Nie sądziłem, że miody mogą być tak odmienne w smakach i aromatach, jak te z bezkresnych obszarów Rosji.
Miód z Północnego Ałtaju, o konsystencji masła i koloru niemalże białego, pachniał jak olejki eteryczne używane w saunie. Po dłuższym zastanowieniu przypomniałem sobie ten zapach: przywoływał wspomnienia z wędrówki w Sajanie Wschodnim poprzez rozległe iglaste bory porastające podnóża tych gór. Minęło co prawda już 5 lat od mojej ostatniej wizyty na Syberii, ale ten zapach to jedno z tych niepowtarzalnych doznań, których się nigdy nie zapomina. Pszczoły wczesną wiosną zbierają soki i żywice z zielonych jeszcze szyszek cedrowych i to nadaje temu miodowi jego niepowtarzalny aromat, no i oczywiście smak. Kolejny specjał, którym zostałem poczęstowany pochodził z Północnego Kaukazu. Miód z nektaru kasztanowca jadalnego, w konsystencji płynny i kleisty jak guma arabska, o ciemnobrązowej barwie a w smaku przypominający nieco syrop klonowy. Kolejnym miodem na stole, był miód bartny z Baszkirii. Zdziwiła mnie jego konsystencja i wygląd, przypominające bardziej smalec ze skwarkami niż miód - była to jedna z form podawania miodu bartnego uzyskana poprzez ugniatanie plastrów tłuczkiem tak, aby miód wraz z woskiem utworzyły w miarę jednolitą konsystencję. W takim miodzie oprócz wosku i miodu znajdziemy dużą ilość propolisu, jak również wylinek larw pszczelich. Bogactwo smaków niesamowite, acz fragment woszczyny, której człowiek nie trawi, zawsze pozostaje do wyplucia. Osobiście wolę lejący się, złoty płyn, ale to jest raczej kwestia przyzwyczajeń do innej formy serwowania miodu. W Polsce miód bartny był podawany w co najmniej 3 postaciach: wyciskany jak opisany powyżej, w formie płynnej - tak zwany kapaniec, oraz w formie zaszytych plastrów starannie wyciętych na kształt naczynia, w którym miały być przechowywane.
Andrzej przy swojej leśniczówce hoduje również pszczoły i buduje różne rodzaje uli nierozbieralnych i kłód bartnych. Naliczyłem 16 uli zasiedlonych, w tym jedną kłodę. Nie była to jednak wydrążona kłoda bartna, a fragment dziuplastej sosny, w której po ścięciu robotnicy leśni zauważyli pszczoły. Odrzynek wraz z pszczołami przetransportował on sobie na podwórko i po przykryciu daszkiem wstawił między ule, mimo że nigdy nie będzie miał możliwości pozyskania z tej dziupli miodu - ale nie to przecież jest w tym najważniejsze...
|
Andrzej Pazura i jego kłody |
|
Odrzynek sosny zamieszkały przez pszczoły |
|
Gniazdo pszczół dziko-żyjących |
|
Jedna z pierwszych barci w Lasach Spalskich |
|
Zbliżenie na ciosno |
|
Miód bartny z Baszkiri |
|
Rarytas z Autaju |
|
Batman - drewniane wiaderko do podbierania miodu z barci |