niedziela, 22 czerwca 2014

Radio i bartny miód

Dwa ostatnie weekendy minęły mi pod znakiem mediów. W dniach 14-15.06.2014 gościła u nas Ewelina Karpacz ze Studia Reportażu Polskiego Radia. 20-minutowy reportaż nagrany wówczas, pt. "Bartnik", będzie na antenie Programu I Polskiego Radia we wtorek 24.06.2014 o godzinie 21.10. Następnie wersja nieco skrócona pojawi się na antenie Programu III  po godzinie 18.00 w kilka dni później - data emisji nie jest jeszcze znana. Podczas nagrywania zajrzeliśmy prawie do wszystkich barci. Podczas otwierania jednej (z rusztowania), przy wyjmowaniu zatworu oderwał się fragment plastrów z miodem, więc mieliśmy nieoczekiwaną degustację miodu bartnego! Jeśli pamiętacie serial "Przystanek Alaska", w jednym z odcinków bohaterowie znaleźli zamarzniętego mamuta, którego następnie przyrządzili i zjedli. Próbując miodu bartnego, czułem się jak mieszkaniec Cicely, zaproszony na mamucią ucztę. Odnośnie wrażeń smakowych z degustacji, to skutecznie zaburzyły je fragmenty mchu, igliwia i odrobina piachu poprzylepiane do miodu. Włażąc na rusztowanie, nie byłem przygotowany na pozyskanie miodu, więc nie miałem ku temu odpowiednich narzędzi (kubełka drewnianego lub chociaż talerzyka). Schodząc z rusztowania i będąc atakowanym zajadle przez setki rozzłoszczonych pszczół, upuściłem plaster na ziemię. Ale zostawmy te nieplanowane "dodatki" na boku i spróbujmy opisać nieco sam miód.
Zdziwiło mnie, że jest on bardzo płynny i jasnozłocisty, wręcz przezroczysty. W smaku słodki i delikatny, niewyczuwalna była żadna dominująca nuta, charakterystyczna przy miodach mniszkowskich, lipowych czy rzepakowych. Z resztą lipy u nas jeszcze nie kwitły, a żadnych miododajnych upraw w pobliżu nie ma, w zasadzie to w promieniu kilku kilometrów nie ma żadnych upraw. 


A posłuchajmy co same pszczółki mają do powiedzenia
Mała, czarna i zajadła - to musi być pszczoła augustowska

Mam nadzieję, że miód bartny będzie niedługo bardziej dostępny w Polsce niż mamucie mięso na Alasce











niedziela, 15 czerwca 2014

Otwieranie zasiedlonej barci w sośnie na Wielkim Borze

Trochę za mocną samokrytykę popełniłem w poprzednim poście, bo pszczółki przyleciały do wszystkich 5  barci! A precyzując, do 3 kłód bartnych i 2 barci w żywych drzewach! Obsadzenie wszystkich barci zaobserwowałem rankiem 12 czerwca, kiedy to oprowadzałem kolegę z Białorusi Ivana Osipova. po moich rewirach. Pszczoły pojawiły się w ostatnich trzech w okresie między 12 a 4 czerwca. Także kolejny wielki sukces: 100% przygotowanych barci zostało samorzutnie zasiedlonych przez pszczoły! W piątek z rana wraz z Tomaszem Strojnym zaczęliśmy zaglądać do barci, aby zobaczyć jak w nich gospodarzą i pobrać próbki do badań dla SGGW. Pierwszą otwarta przez nas była barć w sośnie na uroczysku Wielki Bór. Pszczółki były tu dość łagodne. Uważałem, że żywica cieknąca z bielu uniemożliwi osadzenie się roju i rzeczywiście pozbawiła życia kilka pszczół, ale rodzina jako całość doskonale sobie radzi. Pobudowały one 6 plastrów: 4 prostopadłe do zatworu i 2 pod kątem 45 stopni do niego. Rodzina okazała się dość silna, wszystkie widoczne plastry są zaczerwione (matka złożyła w nich jajka). Ze względu na pogodę jaką mamy od kilku dni oraz widoczny brak zapasów w gnieździe, podałem im około 700 g miodu na dobry początek


Jeszcze jeden obrót i można zaglądać

W bartnej sośnie na Wielkim Borze rodzina zjawiła się między 5 a 12 czerwca. Od tego czasu zdążyły pobudować 50 cm plastrów, które są zaczerwione prawie w całości
I widok na układ plastrów



Na koniec kilkuminutowy filmik z otwierania tej barci:




niedziela, 1 czerwca 2014

Pierwsze pszczółki

Powinienem chyba zamknąć już blog lub co najmniej zmienić jego tytuł, a to dlatego, że moje marzenie zostania bartnikiem zostało spełnione! W ubiegłym tygodniu obie z przygotowanych przeze mnie kłód zostały zasiedlone przez pszczoły! Z opublikowaniem tej informacji wstrzymywałem się kilka dni, aby nabyć prawa do rojów, które w nich osiadły, bo jak mówi  paragraf 1, artykuł 182 Kodeksu Cywilnego: 
"Rój pszczół staje się niczyim, jeżeli właściciel nie odszukał go przed upływem trzech dni od dnia wyrojenia".
a jak mówi poprzedzający artykuł 181 tegoż kodeksu:
"Własność ruchomej rzeczy niczyjej nabywa się przez jej objęcie w posiadanie samoistne".
Tak więc samoistnie objąłem w posiadanie dwie dość silne pszczele rodziny, prawdopodobnie rasy środkowoeuropejskiej linii augustowskiej  i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy!


Moje szczęście i duma

Ruch jak na Alejach Jerozolimskich, miejmy tylko nadzieję, że Tunelowa nie zacznie się korkować
 
Pszczoły wchodzą i wychodzą do wnętrza przez otwory wykonane w kłodzie na skraju zatworu
Druga zasiedlona kłoda. Mimo że ma ona dodatkowy wlot dla pszczół widoczny po prawej stronie zdjęcia, cały ruch odbywa się przez wloty wykonane w zatworze


W sobotę po wciągnięciu kolejnej kłody zrobiłem z Pawłem objazd po moich barciach. Sytuacja w dębie nad Czarną Hańczą wymagała interwencji - plaster wosku, który zostawiłem w końcówce kwietnia w środku, zaczął pleśnieć, co pewnie skutecznie odstraszyło pszczoły. Został on zdemontowany i wyrzucony, barć okadzona łuczywem, a w miejsce starego plastra wstawiłem arkusz węzy i całość wysmarowałem propolisem. Wstawienie plastra w kwietniu i zamknięcie barci zatworem było zdecydowanie za wczesne, powinienem był to zrobić najwcześniej w połowie maja.
Natomiast w barci w sośnie, gdzie dolna cześć zatoru spadła w międzyczasie na ziemię, gniazdo zaczęły sobie uwijać osy. Zostało ono usunięte, jak również i plaster wosku wstawiony tam w końcu kwietnia. Zamontowałem w niej arkusz węzy i wysmarowałem wnętrze i wlot propolisem. Obawiam się jednak, że sosna bartna tak szybko nie zostanie zasiedlona, ponieważ mocno żywiczeje, czego pszczoły raczej nie lubią. Krwawienie musi ustać, a żywica zaschnąć, aby mogły się w niej spokojnie osiedlić, a to dopiero pewnie nastąpi w przyszłym roku - ale nie traćmy nadziei, może przylecą jeszcze w tym!





Wciąganie kłody staje się rutyną

Wciąganie kłód, które jeszcze tak niedawno wydawało mi się czymś co najmniej bardzo trudnym, jeśli nie niewykonalnym, staje się powoli rutyną. W sobotę, 31 maja, wciągnęliśmy  kolejną, już trzecią, kłodę nad jeziorem Chylinki koło Głębokiego Brodu. Ale skoro przedsięwzięcie takie opisywałem już na blogu 2 razy, ograniczę się tylko do krótkiej notatki. W 3 osoby, pracując od 9.30 do 14.00, udało się przygotować stanowisko, wciągnąć i zamontować kłodę. Uważam, że tym razem poszło naprawdę profesjonalnie i ta kłoda będzie dla nas wzorcem do zawieszania kolejnych. Z "innowacji" zastosowanych tym razem nadmienię zastosowanie gumowych podkładek pod linkę stalową, aby nie wrzynała się ona w drzewo. To rozwiązanie wkrótce też wprowadzę w pozostałych dwóch kłodach. Drzewa soki życiowe transportują z korzeni do korony, a produkty fotosyntezy z korony do korzeni biegną w warstwie tuż pod korą. Jeśli uszkodzeniu ulegnie ponad 50% obwodu drzewa na jednej wysokości takie drzewo szybko obumiera. Tak się dzieje między innymi z drzewami napoczętymi przez bobry. Aby linka stalowa nie wrzynała się w drzewo, wystarczy zastosować gumową podkładkę. 

Na drzewo dostaję się za pomocą leziwa. Praca na ławeczce jest dożo wygodniejsza niż z drabiny, poza tym muszę ćwiczyć tą trudną technikę, aby dobrze prezentować ją na pokazach, które chciałbym organizować w przyszłości


Wmontowywanie podstawki

Ostatnie konsultacje i jedziemy w górę

Przybijanie daszka

Kłoda bartna w pełnej okazałości