niedziela, 1 czerwca 2014

Wciąganie kłody staje się rutyną

Wciąganie kłód, które jeszcze tak niedawno wydawało mi się czymś co najmniej bardzo trudnym, jeśli nie niewykonalnym, staje się powoli rutyną. W sobotę, 31 maja, wciągnęliśmy  kolejną, już trzecią, kłodę nad jeziorem Chylinki koło Głębokiego Brodu. Ale skoro przedsięwzięcie takie opisywałem już na blogu 2 razy, ograniczę się tylko do krótkiej notatki. W 3 osoby, pracując od 9.30 do 14.00, udało się przygotować stanowisko, wciągnąć i zamontować kłodę. Uważam, że tym razem poszło naprawdę profesjonalnie i ta kłoda będzie dla nas wzorcem do zawieszania kolejnych. Z "innowacji" zastosowanych tym razem nadmienię zastosowanie gumowych podkładek pod linkę stalową, aby nie wrzynała się ona w drzewo. To rozwiązanie wkrótce też wprowadzę w pozostałych dwóch kłodach. Drzewa soki życiowe transportują z korzeni do korony, a produkty fotosyntezy z korony do korzeni biegną w warstwie tuż pod korą. Jeśli uszkodzeniu ulegnie ponad 50% obwodu drzewa na jednej wysokości takie drzewo szybko obumiera. Tak się dzieje między innymi z drzewami napoczętymi przez bobry. Aby linka stalowa nie wrzynała się w drzewo, wystarczy zastosować gumową podkładkę. 

Na drzewo dostaję się za pomocą leziwa. Praca na ławeczce jest dożo wygodniejsza niż z drabiny, poza tym muszę ćwiczyć tą trudną technikę, aby dobrze prezentować ją na pokazach, które chciałbym organizować w przyszłości


Wmontowywanie podstawki

Ostatnie konsultacje i jedziemy w górę

Przybijanie daszka

Kłoda bartna w pełnej okazałości

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz