wtorek, 9 września 2014

Kleczba, czyli leśne miodobranie


W dawnych czasach termin miodobrania był ściśle określony prawem, a kto ważył się wybierać miód wcześniej z barci niż inni członkowie bractwa bartnego, podlegał surowej karze. W drugim ze znanych kodeksów prawa bartnego pt. "Prawo bartne bartnikom należne", spisanym przez S. Skorodzkiego w 1616 roku, w temacie daty kleczenia barci, czyli wybierania z nich miodu, czytamy:
"Za sławnej pamięci urodzonego Andrzeja Modliszewskiego niekiedy starosty łomżyńskiego na rugu bartnym nowogrodzkim otrzymali bartnicy dekret takowy, iż żaden bartnik nie ma się ważyć kleczyć pszczół, aż do święta Podniesienia Krzyża Świętego [14 IX]. (...) A iż ten dekret zda się być bartnikom nie pożyteczny z tej przyczyny, iż co dalej to się większego złodziejstwa namnaża, którzy w ten czas gdy się bartnicy domowym gospodarstwem bawią, zwykli się do pszczół cudzych kleczenia ubiegać. Przeto dogadzając jakoby bartnicy szkód uchodzić mogli, postanowili między sobą (czego ganić nie trzeba) aby kleczbę zaczynali od Święta Narodzenia Panny Maryji [8 IX]. A któryby bartnik ważył się przed tym czasem pszczół kleczyć, ma być wina według dekretu w aktach generalskich opisanego karany".
Postanowiłem posłuchać zapisów zostawionych przez moich poprzedników z Puszczy Zielonej. I tak - pierwsza cześć mojego miodobrania, dramatycznie przerwanego przez niefortunny zbieg okoliczności, odbyła się w niedzielę, 7 września 2014 roku. W przedsięwzięciu pomagała mi Kinga Augustynowicz i mój wujek - Michał Tuski. Spotkaliśmy się na działce we Frąckach o godzinie 8 rano. Aby na początek nie było dużo chodzenia, oraz aby 'najgorsze' mieć już za sobą, zaczęliśmy od kleczenia kłody bartnej zlokalizowanej tuż przy bramie. Dlaczego najgorsze? Jest to jedyna barć zasiedlona przez pszczołę rasy środkowoeuropejską linii Augustowskiej. Jest to rasa będąca pod ochroną, i której to moje barcie mają służyć za schronienie. Byliśmy całkiem dobrze przygotowani do pracy z tą charakterną pszczołą na wysokości. Ja zasiadłem na ławeczce leziwa, a Kinga operowała z drabiny. Rój był całkiem spokojny, nawet po wyjęciu górnej części zatworu. Wpadł natomiast w szał, kiedy to stukając cieślicą, próbowałem wyciągnąć dolną część zatworu, zaklinowaną w otworze bartnym. Ponieważ próby delikatnego wyciągnięcia zatworu się nie powiodły, musiałem włożyć w to nieco więcej siły. Przy każdym uderzeniu widać było jak chmary kolejnych pszczół rzucały się do ataku. Ale co było zrobić? Plastry wycina się zawsze od dołu. Jeśli usuniemy górne części plastrów, to dolne mogą się nie utrzymać przyklejone do tylnej ściany, a przecięte kilkoma poprzeczkami (umieszczonymi wewnątrz kłody) mogą się złamać. Oprócz tego, rodzina nie będzie mogła zawiązać kłąbu, jeśli powycinamy plastry od góry. Poza tym pszczoły napełniają plastry miodem z góry na dół, jeśli zatem dolna część będzie pusta, znaczy to, że rodzina nie zebrała wystarczająco pożytków, aby się nimi z bartnikiem podzielić. Po napełnieniu wiaderka głównie pustymi plastrami i wycięciu kilku ociekających miodem, zamknęliśmy kłodę i zeszliśmy na ziemię. Ciekawe, że na jednym z plastrów znajdowały się aż 4 mateczniki. Pszczoła augustowska uchodzi za rojliwą, ale 4 matki z jednego roju w sezonie to już lekka przesada. Pszczoły nie przestały nas atakować, dopóki nie odeszliśmy jeszcze kilka metrów od kłody. Dopiero tam ściągnęliśmy kapelusze i zaczęliśmy przygotowywać się do przejazdu do kolejnej barci. Wtedy Kingę użądliła jedna zagubiona pszczoła w szyję. Po kilku minutach zaczął drętwieć jej język, a następnie puchnąć szyja. Pojechaliśmy szybko do szpitala w Augustowie - 28 km od Frącek. Stan jej był bardzo niepokojący, po drodze czerwieniała na twarzy coraz bardziej i zaczynała mieć problemy z oddychaniem, zadzwoniłem po karetkę, która wyjechała w naszą stronę. Kinga otrzymała zastrzyk z adrenaliny, po czym opuchlizna zeszła. Kinga została jeszcze przez kilka godzin na obserwacji w szpitalu, a ja  pojechałem kontynuować miodobranie z Michałem.
Otworzyliśmy jeszcze 2 kłody bartne znajdujące się przy ścieżce "Tropem Wilka" niedaleko Głębokiego Brodu. Z jednej wycięliśmy ponad 3 kilogramy plastrów z miodem, natomiast po zajrzeniu do drugiej stwierdziłem, że nie ma sensu podbierać miodu, bo pszczoły same ledwo co zapełniły 1/3 pojemności kłody. Ta rodzina wymagała wręcz dokarmienia przed zimą.
Za nami zatem pierwsza część miodobrania z bilansem: około 4 kg miodu z 2 kłód bartnych i kilka plastrów zaszytych, których nie ugniatałem. Ilości może niepowalające, ale cóż, ludzie mówią, że rok słaby. Może też dałoby się więcej plastrów wyciąć, ale wtedy bałbym się o pszczoły - czy sobie poradzą przez zimę? Do obrobienia zostały jeszcze 2 barcie w drzewach, trochę bardziej zasobne, jak oceniam po ostatnim przeglądzie z połowy sierpnia. Na przyszły rok należałoby wyciągnąć kilka wniosków, zakasać rękawy i przygotować kolejne barcie, tym razem w liczbie 10 nowych.

P.S. Krótki film z podbierania miodu można znaleźć tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=NXsfM7jPNxA
 
A zdjęcia dodam jak ogarnę konwersje z RAW na JPG.










4 komentarze:

  1. Miseczka na matecznik bo takie widziałeś, wcale nie oznacza matki.
    Robią je na zapas, ja mam Kampinoską Czarną i miałem takich miseczek sporo
    Tak samo i w żółtym miałem parę miseczek i nie były w nich składane jajka czytaj mateczników nie porobiły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kinga Augustynowicz1 listopada 2014 12:48

    Najbardziej niebezpieczne miejsca na pszczele uzadlenia to okolice glowy i szyi- dlatego obserwuje sie pszczelarzy, ktorzy maja spokojne roje ale jednak nosza w pasiece kapelusze osiatkowane zeby bronic sie przed uzadleniami w te wlasnie okolice.
    Nauka dla mnie na przyszlosc (nie zdejmowac kapelusza przy ulu/barci) - pomimo tego, ze nigdy nie mialam objawow alergii na jad pszczeli.
    Serdeczne dzieki Piotrus za natychmiastowa prawidlowa reakcje i transport do karetki.
    Ale pomimo tej niefortunnej przygody - wspaniale doswiadczenie pracy przy barci - rzeczywiscie jest to "insza inszosc" niz ule w pasiece. Zaluje, ze nie moglam byc przy wszystkich barciach podczas miodobrania.
    Pozdrawiam
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe, mnie przy zdejmowaniu rujki z leszczyny, naście lat temu pszczoła użądliła, tuż obok jabłka Adama i nie odczułem żadnych skutków poza swędzeniem, ale przy innej okazji, położyłem się w łóżku na poddaszu na szerszeniu i też jedyne co to poswędziało. Bratu mojemu, po niefortunnej pacholęcej zabawie z wbiegnięciem na ul, wyjeto z samej głowy 36 żądeł, a on nawet nie spuchł, w zamian za to uleczony został z dotkliwej skazy białkowej permanentnie.
      Z innych praktyk znajomego, wynika również że im dalej w las tym uodpornienie na jad pszczeli mniejsze. Kiedy 30 lat temu zaczynał przygodę z pszczołami był skrajnie uczulony. Dziś nie zakłada kapelusza nawet do miodobrania.

      Zatem powodzenia i bez strachu do pszczół…

      Usuń
  3. Rok słaby, wszyscy narzekają. Jedynie Ci którzy wożą pasieki na duże pożytki, lub mają w okolicy dużo nawłoci, względnie gryki poplonowej, są nieco spokojniejsi- jesień w odróżnieniu od pozostałej części roku była bardzo pogodna, więc kwiaty nie były wypłukane tak bardzo.
    Poza tym twoje barcie zasiedlone były dopiero w tym roku, więc nie ma się co spodziewać wielkich efektów. Za rok będzie na pewno lepiej.


    Odpowiadając na komentarz Kingi, popełniłem błąd logiczny:
    "Z innych praktyk znajomego, wynika również że im dalej w las tym uodpornienie na jad pszczeli mniejsze."
    Powinno być że uodpornienie jest większe, myślałem o uczuleniu- przepraszam.

    OdpowiedzUsuń