Kleczenie barci skończyłem we czwartek, 12 września, wycinając plastry z 2 ostatnich barci. Na uwagę zasługuje smak i aromat miodu z dębu bartnego. Woszczyna wyciągnięta z niego oraz odrobina miodu jaką udało mi się stamtąd wyciągnąć miała aromat wędzonki - jakby była kopcona w dymie z palonego dębu. Zapewne jest to wpływ garbników zawartych w drewnie. Tych samych, które powodują, że po kilku godzinach pracy piesznią osadzoną na dębowym trzonku, ręce zaczynają parzyć, jeśli nie używa się rękawic. Miodu z dębu nie mieszałem z tym uzyskanym z pozostałych barci. Literatura mówi, że miód z dębu szybko się psuje (kiśnie). Dlatego był dawniej uważany za produkt gorszej jakości niż ten pozyskiwany z sosny czy lipy. Swoją drogą smak jest na tyle nietypowy, że postanowiłem na przyszły sezon przygotować jeszcze kilka barci w dębach.
Kleczenie bartnego dębu |
Plastry z dębu mają specyficzny aromat |
Zostało teraz ogacenie barci, czyli zabezpieczenie ich na zimę. Zastanawiam się, czy stosować jakieś większe zabezpieczenia oprócz zalepiania szpar i zbędnych otworów gliną. Podobno dzięcioły mogą próbować rozdziobywać kłody i barcie na przełomie października i listopada. Baszkirzy swoje barcie zabezpieczają przed nimi w ten sposób, że przybijają do kłody stalową siatkę o bardzo drobnych oczkach (o średnicy ok. 0,5 cm). Wtykają też gałęzie pod sznurek rozciągnięty pomiędzy sześcioma kołkami wbitymi na około otworu bartnego jako zabezpieczenie przed dzięciołami i kunami oraz jako ocieplenie na zimę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz