W sobotę 26.04.2014 nastał w końcu długo oczekiwany dzień wciągania kłód na drzewa. Przyszła pora zweryfikować teorie na temat umieszczania 200-kilogramowej kłody na wysokości kilku metrów z problemami, jakie pojawiają się podczas takiego przedsięwzięcia. Na pierwsze miejsce wybrałem sosnę rosnącą na skraju drogi dojazdowej do domu moich rodziców pod Frąckami. Drzewo ma pierwsze solidne odrosty na wysokości trochę ponad 4 m, po przycięciu posłużą one za podpórkę pod kłodę bartną.Wstałem trochę po 6 rano i po szybkim śniadaniu zabrałem się za kompletowanie narzędzi i sprzętu i wykonywanie czynności, które mogę wykonać w pojedynkę. Już koło 7. zacząłem toczyć kłodę pod wybrane wcześniej drzewo - odcinek 200 m zajął mi ponad 20 minut. Następnie wlazłem na drabinę i przystąpiłem do przycinania zbędnych gałęzi ręczną piłką. Koło godziny 8. przyjechał Paweł Mikucki, aby mi pomóc, niedługo potem zjawiło się 2 pracowników Nadleśnictwa Głęboki Bród z wyciągarką samochodową. Wkrótce też zjawił się Piotr Malczewski z kolegą Danielem, aby zrobić nam kilka zdjęć. Plan był prosty i mniej więcej przemyślany: jakieś 3 m nad miejscem, w którym będzie stała kłoda, montujemy stanowisko z bloczkiem budowlanym, następnie wkręcamy w kłodę stalowe ucha, do których zaczepiamy linkę stalową 5 mm, przepuszczamy ją przez bloczek i łączymy z liną z wyciągarki i w ten sposób wciągamy kłodę na przygotowane wcześniej stanowisko.
Pierwsza próba zaraz się zacznie |
Przy wciąganiu pomagali pracownicy Nadleśnictwa Głęboki Bród |
Kiedy wszystko było już gotowe i wyciągarka poszła w ruch zaczęły się poważne problemy. Ledwo kłoda oderwała się od ziemi, na wysokości około 0,5 m z głuchym odgłosem spadła na ziemię. Co gorsze - naprężona linka stalowa strzeliła z dużą siłą w ziemię, na szczęście strat w ludziach ani sprzęcie nie powodując. Po tym wypadku zaczęliśmy analizować co poszło nie tak i szybko doszliśmy do wniosku, że linka strzeliła na wysokości bloczka. Wlazłem więc znowu na drzewo po drabinie, a następnie po gałęziach, aby odczepić bloczek. Jak się okazało, badziew za 5 zł, mający podobno utrzymać ciężar do 500 kg, zdeformował się pod ciężarem kłody. Kiedy rolka przestała się obracać, zblokowana linka siłą wyciągarki została zerwana. Z porażki tej zaczęliśmy powoli wyciągać naukę: auto musi stać dalej od drzewa, aby kąt na bloczku nie był zbyt ostry - im większy kąt, tym większa siła jest potrzebna do wciągnięcia kłody, a co za tym idzie linka na bloczku stawia większy opór (gdybym tylko bardziej uważał na fizyce... - zadania tego typu kojarzę z lekcji w szkole średniej). Daniel, który przyjechał wraz z Piotrem robić zdjęcia, jest zawodowym marynarzem, pływał przez pół roku na Darze Pomorza i o wciąganiu ciężkich rzeczy wiedział bardzo dużo. Gdyby nie jego wskazówki i 50 m liny wspinaczkowej, którą akurat miał w samochodzie, to kłodę pewnie bym z powrotem toczył do drewutni.
Szybko zabraliśmy się za kolejną próbę. Tym razem stanowisko na tej samej gałęzi co poprzednio założyłem z taśmy alpinistycznej, z ekspresem który miał posłużyć za bloczek. Jeden koniec przywiązaliśmy do kłody, drugi do haka holowniczego samochodu leśników. Drugą cieńszą linką przewiązaliśmy kłodę w połowie wysokości, aby móc nią manewrować przy wciąganiu i ustawianiu na przygotowanym miejscu.
Dolna lina pozwala na manewrowanie wciągana kłodą |
Kiedy kłoda stanęła w końcu na wyznaczonym miejscu, było około południa. Odetchnąłem z ulgą i zabrałem się za przymocowywanie jej do drzewa za pomocą linki stalowej i zacisków. Aby ułatwić sobie pracę, założyłem stanowisko z leziw, co okazało się bardzo dogodnym rozwiązaniem.
Razem z Danielem zacisnęliśmy stalowe pętle na drzewie i wbiliśmy drewniany klin przygotowany na ziemi przez Pawła. Klin wbity pomiędzy kłodę a drzewo napiął linki stalowe zabezpieczające kłodę oraz przejął na siebie część ciężaru kłody. Po takim zabezpieczeniu kłody można było odczepić linę, na której ją wciągaliśmy. Do napięcia linki stalowej przydałyby się śruby rzymskie, które - zamontowane między drzewem a kłodą - napinałyby liny mocujące kłodę.
Teraz zostało tylko zamontowanie przygotowanego wcześniej daszku z gontu i można otwierać szampana.
Wszystkie zdjęcia autorstwa Piotra Malczewskiego zamieszczone za zgodą autora.
Bardzo dziękuję wszystkim za pomoc i zaangażowanie w zawieszaniu pierwszej kłody!
Świetna inicjatywa! Oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńBardzo udana, akcja, ale bloczek nie bloczek, 200 kilo to nie majątek, zwykły stalowy karabol by wystarczył. Skoro on utrzymuje 120 kilogramowego chłopa odpadniętego od ściany, a samochód może pociągnąć dobry jacht na przyczepie, nie ma się co bawić w bloczki.
OdpowiedzUsuńDruga bardziej istotna kwestia, na którą powinni Ci zwrócić uwagę leśnicy- stalowe liny będą się wgryzały w drzewo, czy ono samo będzie miało o to pretensje- nie wiem, ale zmieni się dyrekcja w leśnictwie i będzie awantura. Warto pomyśleć o jakiś kołnierzach chroniących drzewo przed taką sytuacją- oczywiście procesu całkiem nie wyhamujesz, ale na pewno spowolnisz. Ja kiedyś wiążąc klon łańcuchami- dwukonarowy zaczął pękać, użyłem blachy 2 lub 3 mm, wygiętej w łuk i wielokrotnie nawierconej by był dostęp powietrza, na krawędziach blacha była wywinięta. Można by coś u kowala zamówić, można dać kilka podkładek z drewna..
Hydrocrane (http://hydrocrane.pl/pl/)? Zamawiam u nich regularnie i jestem zachwycony jakością obsługi!
OdpowiedzUsuń