Aura już od kilku tygodni bez wątpienia nie sprzyja pracy na zewnątrz. Z rzeczy, które w ostatnim tygodniu udało mi się zrobić w związku z bartnictwem, to uprzątnięcie z tatą garażu we Frąckach i wtoczenie tam 2 kłód celem przerobienia ich na barcie. Teraz, nawet jeśli nasypie śniegu po pachy, a mrozy spadną do -30 C (o ile tylko uda mi się w weekend dojechać do Frącek), będę mógł w nich dłubać. W zeszłym tygodniu zamówiłem u kowala kolejne narzędzia do obróbki drewna. Pierwsze to coś, co przypomina przyrząd do korowania pni: jest to zaostrzony pierścień osadzony na krótkim trzonku. Chodzi o wygładzanie ścian barci od środka, więc jego średnica musi wynosić maksymalnie 8 cm, aby swobodnie można było nim operować wewnątrz komory bartnej. Zaobserwowałem taki przyrząd u baszkirów, niestety nie mam zdjęć, ale jak pan Henryk skończy robotę, nie omieszkam się nimi podzielić. Drugie zamówione narzędzie to proste dłuto, zwane pieśnią (w wersji z puszczy białowieskiej) lub piesznią jak mówią źródła:
"...składająca się z części żelaznej oraz rękojeści drewnianej. Cześć żelazna była długa na 30-32 cm, na górnym końcu dłutowato spłaszczona, ostra i zahartowana, szeroka na 5-6 cm. Jej koniec dolny tworzył tulejkę o średnicy 4,5-5 cm".
"...składająca się z części żelaznej oraz rękojeści drewnianej. Cześć żelazna była długa na 30-32 cm, na górnym końcu dłutowato spłaszczona, ostra i zahartowana, szeroka na 5-6 cm. Jej koniec dolny tworzył tulejkę o średnicy 4,5-5 cm".
Tyle z opisu cytowanego za J.J. Karpińskim "Ślady dawnego bartnictwa puszczańskiego na terenie Białowieskiego Parku Narodowego", Kraków 1948.
A tyle ze zdjęć, foto J.J. Karpiński "Ślady dawnego bartnictwa puszczańskiego na terenie Białowieskiego Parku Narodowego", Kraków 1948.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz