Wszystko wskazuje na to, że na wiosnę będę miał 3 kłody do wciągnięcia na drzewo. Wybór miejsca nie stanowi większego problemu, mam już upatrzonych kilka drzew w sprzyjającej lokalizacji. Pozostaje problem: jak wciągnąć 200-kilogramowe kloce na wysokość 5-6 metrów? Plan jest prosty: wspinamy się na drzewo, montujemy bloczek, przeciągamy linę, wiążemy do auta i ruszamy. Za pomocą starego Ułazika swoje kłody zamontował pan Anatol. Sposób zdaję się być prosty i skuteczny, ale to się dopiero okaże. A jak sobie z tym zagadnieniem radzono kiedyś? Podczas mojej wizyty w Pietrykowie pierwszą rzeczą jaką pokazał nam tamtejszy bartnik było koło służące do wciągania barci na drzewa używane przez jego dziadka. Aby lepiej opisać jego budowę i działanie sięgnę do źródła. Poniższy cytat pochodzi z książki Stefana Blank-Weissberga "Barcie i kłody w Polsce", wydanej w Warszawie w 1937 roku:
"Koło to średnicy przeszło metra, tym różni się od zwykłego koła używanego do wozów, że nie jest obite obręczą i, że jedna z jego piast jest znacznie bardziej wydłużona od drugiej. Pszczelarz, chcąc wciągnąć ul na drzewo, włazi na nie za pomocą leziwa lub drabiny (...) i usiadłszy na łaźbieniu (ławeczce stanowiącej część leziwa) wspiera oś koła, do którego dłuższej piasty przymocowana jest lina, na dwu rozgałęzionych konarach, względnie na ad hoc przygotowanym rusztowaniu. Pomocnik jego uwiązuje do drugiego końca liny kłodę i kieruje nią podczas wciągania. Kłoda wciągana jest w pozycji pionowej. Samo wciąganie odbywa się przy pomocy nawijania liny na piastę koła, obracając je rękami i nogami, którymi pszczelarz popycha jego szprychy".
Pan Anatol prezentuje koło do wciągania kłód |
Fotografia z książki Stefana Blank-Weissberga "Barcie i kłody w Polsce", Warszawa 1937 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz